Jestem, po dłuuuugiej przerwie w pisaniu na tym blogu. Dużo się zmieniło, na szczęście "na lepsze" i choć dla innych byłoby i to uciążliwe, to w porównaniu do wcześniejszych problemów, to "małe piwo"- jak to mówią!
Syn dorasta, skończył 19 lat, powoli "wyrasta" z okresu dojrzewania i choć czytałam właśnie w internecie, że ci z ADHD/ADHS bardzo powoli stają się dorośli i tak naprawdę nigdy do końca nie są tak dojrzali jak ich "normalni" rówieśnicy, to jednak widać zmiany charakteru, zmiany toku myślenia, trochę więcej spokoju i przemyśleń w działaniu...
Naturalnie że mamy jeszcze często nasze starcia, ale te są już bardziej na szczeblu tzw. normalnych rodzin.
Przyznam że trochę odpoczęłam psychicznie, ale mam jeszcze obawy i troski o syna, który przerwał naukę w gimnazjum a potem w dwóch szkołach przygotowujących go do zawodu...Został teraz na przysłowiowym lodzie, a czas płynie, kryzys coraz większy, szanse na dobrą, ba , na jakąkolwiek prace, coraz mniejsze...
A moja pociecha, to ma dwie lewe ręce do pracy manualnej, to prawdziwy intelektualista-jak stwierdził psycholog, ale co z tego, kiedy do takiego zawodu trzeba mieć wykształcenie. I co z tego że zna cztery języki, kiedy nie ma ani jednego świadectwa, które by go predysponowało do jakiejś pracy w danym kierunku...
Jednak biorąc całą moją, całą naszą sytuację, to jestem dobrej myśli...Moje stosunki z Panem Bogiem też się poprawiły - jakież to ludzkie !
W modlitwie, w medytacji, w dobrej muzyce odnajduję mój spokój. Rękodzieło, które w międzyczasie odnalazłam, wycisza mnie również i daje mnóstwo satysfakcji.
Syn dorasta, dorastam i ja, czuję że wspólnie sie nie tylko ścieramy ale i docieramy, że uczymy się jeden od drugiego. Czuję, że nie tylko my jako rodzice, wychowujemy syna, ale że i on wychowuje nas. Oby więc nauka dla nas wszystkich, nie poszła na marne....
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ADHS. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ADHS. Pokaż wszystkie posty
sobota, 18 lutego 2012
niedziela, 24 stycznia 2010
No i jak tu żyć...
kiedy żyć się nie da?! ADHS, ale przecież to niby nie tragedia, a owszem, dla mnie tak. Kiedy jest się podnóżkiem własnego, dorostającego syna, kiedy wyzwiska sypią się człowiekowi na głowę, kiedy nie ma nadziei że będzie lepiej i kiedyś to się skończy...to wtedy nasuwa sie to pytanie ; Jak żyć i czy wogóle jeszcze warto...?
A Bóg...dobry Bóg...patrzy na moją mękę, czasami tak sobie myślę że jego to wcale nie ma, a jeśli tak, to musi mieć w sobie coś z sadysty...Nie urągam, należę do wierzących-pytanie, jak długo?
Kolejny nieszczęśliwy dzień mija, a pomocy z nikąd...
A Bóg...dobry Bóg...patrzy na moją mękę, czasami tak sobie myślę że jego to wcale nie ma, a jeśli tak, to musi mieć w sobie coś z sadysty...Nie urągam, należę do wierzących-pytanie, jak długo?
Kolejny nieszczęśliwy dzień mija, a pomocy z nikąd...
poniedziałek, 18 stycznia 2010
Niby nic, a jednak...!
Zepsuł się komputer, no to przecież żadna katastrofa, a jednak dla tych z ADHS to prawdziwa tragedia. Znowu nam się dostało, a szczyt awantury osięgnął najwyższy poziom i tylko rękoczynów brakowało. Adrian nie radzi sobie ze stresem, nie potrafi się opanować i nie umie wczuć się w sytuację którą sam stworzył. On dla siebie samego jest zawsze ofiarą, wszyscy zmówili się przeciwko niemu, nikt go nie rozumie, tak samo jak on nie potrafi zrozumieć dlaczego doszło do eskalacji i że on sam ponosi największą odpowiedzialność za to co nastąpiło.
Termin do psychiatry dopiero 11-ego lutego, a Bóg wie czy ten zgodzi się przepisać rytalinę, ostatnio nie chciał, twierdząc że już za późno. Ale jeżeli nie przepisze tego czy podobnego lekarstwa to dojdzie do katastrofy, to tylko kwestia czasu, akurat tutaj jestem pewna.
Ciężko, coraz ciężej, jeżeli nic się niezmieni to długo nie wytrzymam nerwowo. Narazie mam cięgle nadzieję i nie poddaję się, ale Bóg wie na ile starczy mi sił. Czasami jestem u kresu sił, a czasami jest lepiej, szczególnie kiedy znowu jakaś iskierka nadziei się zapali...
Termin do psychiatry dopiero 11-ego lutego, a Bóg wie czy ten zgodzi się przepisać rytalinę, ostatnio nie chciał, twierdząc że już za późno. Ale jeżeli nie przepisze tego czy podobnego lekarstwa to dojdzie do katastrofy, to tylko kwestia czasu, akurat tutaj jestem pewna.
Ciężko, coraz ciężej, jeżeli nic się niezmieni to długo nie wytrzymam nerwowo. Narazie mam cięgle nadzieję i nie poddaję się, ale Bóg wie na ile starczy mi sił. Czasami jestem u kresu sił, a czasami jest lepiej, szczególnie kiedy znowu jakaś iskierka nadziei się zapali...
Subskrybuj:
Posty (Atom)